W ramach wspólnego projektu turystyki maratońskiej, postanowiliśmy tym razem wybrać się na wschód Polski do oddalonego o 520 km Lublina by tam zmierzyć się z trasą maratońską podczas VII Maratonu Lubelskiego. Start i meta zlokalizowane były na terenie nowoczesnego stadionu lekkoatletycznego w bezpośrednim sąsiedztwie stadionu żużlowego legendarnego klubu Motor Lublin.

Przekonani, że jesteśmy jedynymi uczestnikami maratonu z naszych rodzinnych okolic udaliśmy się na start, jakież było nasze zdziwienie, gdy na bieżni stadionu podczas rozgrzewki spotkaliśmy biegacza w koszulce z napisem Nowy Tomyśl i Olęderski Festiwal Biegowy Boruja Kościelna. Biegaczem okazał się Marek mieszkaniec Świebodzina, który wybrał się na maraton pociągiem, czas podróży 9 godz. zasługuje na szczególny szacunek.

Dzień był niezwykle upalny o godz. 9,00 na starcie temperatura 17 stopni która wzrastała z każdą chwilą do 24 stopni i pełne słońce. Profil trasy był wymagający: liczne podbiegi i zbiegi i dość silny wiatr ale tego można się było spodziewać po wyżynie lubelskiej.

Na starcie bieg łączony: Maraton plus Bieg Koziołka na dystansie ok. 10 km. Pierwsze 10 km trasy prowadziło przez miasto w pobliżu wielu atrakcji: Archikatedry Lubelskiej, Bramy Trynitarskiej, Bramy Krakowskiej, Zamku Lubelskiego. Po tym odcinku wróciliśmy pod stadion, gdzie nastąpiło rozdzielenie dwóch biegów: bieg koziołka miał metę a bieg maratoński kontynuował trasę poza miasto do pięknego Zalewu Zemborzyckiego. Po obiegnięciu zalewu ok. 10 km, który do złudzenia przypominał Jezioro Zbąszyńskie udaliśmy się ścieżkami rowerowymi do centrum miasta.

Po pokonaniu 42,195 km, ponownie dotarliśmy na stadion lekkoatletyczny. Gospodarze bardzo zadbali o punkty i ich zaopatrzenie. Na trasie liczni rowerzyści zapewniali wodę i isotonic poza punktami.

Czasy, które uzyskaliśmy nie są rewelacyjne ale każdy z nas z różnych względów nie był nastawiony na czas, tylko na chłonięcie atmosfery tego miasta. Ja miałem w głowie czekający za tydzień bieg na Monte Cassino, Jarek po długiej chorobie wraca dopiero do biegania a Karol po raz kolejny udowodnił, że bez treningu też można „zrobić” w limicie maraton. W maratonie udział wzięło 660 osób. Zwyciężył Rafał Czarnecki z czasem 2,42 zwycięzca tegorocznego Maratonu Gdańskiego. Czy opłaca się jechać tak daleko? Może się nie opłaca ale warto…

Uzyskane czasy:

Jacek   3,47 (ciekawostka: 100 miejsce w open)
Łukasz 4,15
Jarek    5,09
Karol    5,24

J.Z.