W środku mojego wakacyjnego urlopu przyłapano mnie na lokalno-patriotycznym biegu pamięci żołnierzy wyklętych pod szyldem Tropem Wilczym. W zeszłym roku był Wolsztyn, tym razem też na W, czyli Wielichowo. Jeszcze wczoraj żegnałem się z malowniczym Beskidem Śląskim z jego pięknymi szczytami: Skrzyczne i Barania Góra (skąd początek bierze taka dość spora rzeczka, co nazwę ma od klubu piłkarskiego w Krakowie), a już dzisiaj stoję na starcie biegu na tzw. Dystansie Honorowym, czyli 1963 m (dla niewtajemniczonych – ten specyficzny dystans to rok śmierci ostatniego żołnierza wyklętego).
Stoję i zaczynam się roztapiać, bo skwar z nieba niemiłosiernie grzeje czerepy. Wreszcie start i lecimy! Po wyminięciu chmary ambitnych dzieciaków po ok. 1 km plasuję się na drugim miejscu, ale gdy zostaje ostatnie 900 m do mety wysuwam się na prowadzenie. Mknę niczym hart na polowaniu i nie spodziewam się żadnej pogoni. Aż tu nagle 100 m przed końcem słyszę za sobą niepokojący tupot i coraz głośniejszy oddech. To rudy 21-latek z Wielichowa włączył swoje turbo. Odpowiedziałem tym samym. Parliśmy ramię w ramię na złamanie karku.
Wpadliśmy na metę niemalże równocześnie, rozpędzeni niczym rakiety Tomahawk celujące w wioskę terrorystów. VAR’u nie było, challenge’u też nie mogłem wziąć, a fotokomórką okazał się facet od pomiaru czasu, który niczym kasjer w Biedronce musiał odbić nas ręcznie. Jednak po obejrzeniu jakiś milion razy filmiku z naszego finiszu okazało się, że mój oponent był o pół nogi szybszy.
Może gdybym nie obciął paznokci, to byłbym pierwszy. Także oddaję hołd. W ogóle to nie pamiętam, kiedy ostatnio musiałem ścigać się z kimś do ostatnich metrów. Dobrze było przypomnieć sobie to doświadczenie. Szczerze polecam.
Ciekawostka – jako że w biegu brały udział dzieciaki w wieku 8-16 lat, to organizatorzy postanowili, że wszyscy zawodnicy w wieku >16 lat zostaną sklasyfikowani w jednej kategorii. Tak więc wylądowałem w katce 16+ 🙂 Już słyszę te heheszki.

Nie pozostało mi nic innego jak usiąść sobie w cieniu pod drzewkiem, a przy okazji zacząć spisywać tę relację, czekając na dekoracje i podziwiając wygibasy giętkiej dziewczyny prowadzącej zumbę.
Gdy gorączka z nieba była już dość konkretna, wreszcie wstąpiłem na podium, przybiłem piątki z miejscem 1. i 3., odebrałem fanty i w poczuciu dobrze spełnionego biegowego obowiązku zakończyłem tegoroczne zmagania w Wielichowie. Może za rok będzie wygrana, do trzech razy sztuka:)

Szymek / Dzik Górski