Przedostatni akcent w Grand Prix Dziewiczej Góry w biegach górskich stał pod znakiem pięknej pogody i bandy młodych wilków, którzy postanowili rozegrać zawody między sobą. To tutaj w podpoznańskim Czerwonaku co miesiąc zbierają się setki entuzjastów biegania, nordic walking i biegów dziecięcych, aby wspólnie celebrować aktywność fizyczną w pięknej okolicy. Słoneczko pięknie nagrzewało, zachęcając do poprawienia życiówek. Wszystko wskazywało na to, że będzie fajnie.
Ale fajnie już było – na rozgrzewce. Trzeba to jasno powiedzieć – to nie był mój dzień. Już od początku biegu organizm boleśnie upomniał się o swoje, bo ostatnimi czasy nie pozwalałem mu wystarczająco odpocząć. Na podbiegach strasznie się męczyłem i czułem, że zamulam jak rosyjska kolumna czołgów w błocie. Znajoma trasa, nieznajome odczucia. Czołówka odjechała w tempie w jakim TGV mija kolej wąskotorową. Nagle zostałem sam na trasie – gdzieś pośrodku ziemi niczyjej między prowadzącymi hartami a peletonem. Gdy nie masz odniesienia do innego zawodnika, to biegniesz wolniej. I tak to czułem – powolny i zmęczony jak górnik po ciężkiej dniówce.
Na ostatnich nogach doczłapałem do mety, plasując się na 9. miejscu. Pocieszam się faktem, że wśród pierwszej dziesiątki byłem jedynym M40, więc w kategorii jest nadal gites majonez. A w klasyfikacji generalnej jestem wiceliderem. Finał 26 marca. Obym był bardziej wypoczęty.
VII Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich 2021 / 2022, Etap V, dystans 5 km
Szymon Kuraś: 21:52 min. / 9. (OPEN), 1. (M40)