Ponad 10 lat temu, jak byłem pierwszy raz w Dalmacji, a konkretnie w  Baśce Vodzie na wakacjach z rodzicami, w jakiś dzień pływałem w morzu i patrząc na góry, pomyślałem sobie, że fajnie będzie kiedyś poobserwować Adriatyk ze szczytu tych pięknych gór. I nieoczekiwanie po wielu latach dostałem prezent od losu!!! Jednym telefonem od kolegi klubowego Rysia, który zakomunikował mi, że nie może jechać do Dalmacji i czy ja się zgadzam? Oczywiście, że tak! Dystans 56 km i 3 tys. metrów przewyższenia mnie satysfakcjonuje, bo wiem, że to mnie strasznie sponiewiera. Nigdy nie biegłem przy tylu przewyższeniach na tak krótkim dystansie. Wyjeżdżamy do Chorwacji 3 dni przed biegiem w 4-osobowej ekipie – z Karolem, Moniką i Maćkiem. Podróż przebiega szybko, bo przespałem jej większość część, a to ponad 1000 km. Po zameldowaniu się na kwaterze i przespaniu się już wiem, że będzie to bardzo trudny bieg ze względu na bardzo ciepły klimat. Około południa idziemy odbierać pakiety. Chorwaci skrupulatnie sprawdzają sprzęt obowiązkowy do biegu (tak powinno być również w Polsce!), ja nie mam tylko latarki, ale organizator na moje szczęście przymyka oko. A ja sobie myślę, że spokojnie w 10 godzin zrobię te 56 km. Po odebraniu pakietu podziwiamy jeszcze piękny Õmis, ale już po 22:00 idę spać i rano pobudka o 5:30. Śniadanie do syta i następnie dojazd do miejscowości Makarska, gdzie jest start biegu. Przed biegiem szybka toaleta, trochę zdjęć i pogaduszek z innymi Polakami i 3,2,1 poszli! Start był na pięknej promenadzie przy morzu. Na samym początku biegniemy od razu pod górę, fajnie mi się od początku biegnie i pierwsze 9 km, gdzie jest punkt odżywczy (Kotisina) mija bardzo szybko. Już cały czas myślę o pierwszym podejściu na pierwszą górę i w końcu to następuje, podejście liczy 800 m up. Podczas podchodzenia pojawia się już mocny skwar i ciężko mi się oddycha, bo w tych górach cienia nie ma prawie wcale, a w słońcu jest ponad 30°C. Jednak dość szybko podchodzę pod górę i myślę sobie, że na zbiegu nadrobię stracony czas. A tu jednak niestety luźne, duże kamienie plus duża wilgotność powietrza korygują moje plany. Zamiast zbiegać, niestety schodzę z góry aż do drugiego punktu odżywczego w Bast na 21. km, gdzie mam czas 2h 50 min. Tam pożywiam się jednym batonikiem i pomarańczami i dodatkowo polewam się wodą i ruszam dalej. W międzyczasie biegnę, a raczej idę jak typowy zombiak na ultra😄 Aż do następnego punktu w Breli, gdzie wypijam piwko i zjadam kilka mandarynek. Potem znowu zbieg do poziomu morza i biegnę / idę w okolicach plaży Adriatyku. Jednocześnie cierpię i podziwiam klify morza (ultra!). W pewnym momencie odczuwam, że moje łydki są tak nagrzane, że od razu polewam je wodą z flaska😲. Po drodze widzę, że jeden Chorwat myje swój taras swojego domku karcherem, więc mówię mu, że potrzebuję ochłody i szybko strumień wody mnie dotyka. Czuję mega piękne uczucie jakbym był w niebie😇. Następnie dobiegam do punktu odżywczego Pisak na 38. km. Tam podjadam kilka mandarynek i biegnę dalej, bo już niedługo czeka mnie wspinaczka pod ostatni szczyt, w trakcie której pod górę (700 m up) czekał mnie ostatni punkt odżywczy. Na szczęście, bo jedynie 2 km przed punktem obtarła mi się skóra w stopie i poczułem mocny ból. Panie na punkcie obkleiły mi stopę dodatkowym plastrem i mogłem dzięki temu kontynuować bieg dalej, a zostało tylko niecałe 10 km. Następne kilometry wspinaczki mijają mi bardzo fajnie, aż na sam szczyt, gdzie dopada mnie ciemność. A ja bez latarki! Na początku drogę oświetla mi biegaczka Ewa, ale czuje się i tak niekomfortowo i szybko wyciągam latarkę z telefonu. Odrobinę światła więcej i momentalnie z góry schodzi się bardziej komfortowo. Wcześniejsze doświadczenia w takiej sytuacji bardzo procentują, ale bez upadku i tak się nie obyło, bo luźne kamienie dają o sobie znać.  Na szczęście wyhamowuję nogami. Uff! Podnoszę się i zbiegam dalej, meta coraz bliżej, bo zostało już tylko 800 m!  Dobiegam do Karola, następnie czekamy na Maćka i Ewę, a następnie zbiegamy do miasta Õmis i biegniemy wzdłuż uliczek gdzie turyści nas dopingują już do samej mety! Po przekroczeniu mety czuję mega wzruszenie.

Moje biegowe marzenie spełnione! Pierwszy zagraniczny  bieg ultra trail przechodzi do historii i do tego połączyłem biegowo góry z morzem, a w międzyczasie umierałem i odżywałem wielokrotnie. To jest prawdziwe ultra. Tego było mi trzeba!!!! Mój oficjalny czas to 13 godzin i 4 minuty.

Krystian N.