Pierwszy maraton w Karkonoszach!
Od tego biegu oczekiwałem fajnej przygody, wynik nie był w tym biegu najważniejszy, zamierzałem pobiec bez spiny, ale oczekiwałem, że dostanę w zamian solidny łomot, ale pokolei…
Do Sobieszowa wybrało się trzech chyżaków, oprócz mnie Jarek, oraz Łukasz i wszyscy wybraliśmy dystans maratonu. W piątek popołudniu zaczynamy podróż i po 3h jesteśmy na miejscu. Jest piękna pogoda widoczki na Karkonosze są boskie. Odbieramy pakiety i udajemy się do naszej bazy, która jest zlokalizowana w bardzo pięknym miejscu.
Na drugi dzień rano budzę się, widać na dworze, że będzie słoneczna pogoda, rezygnuję już z kurtki przeciwdeszczowej w plecaku(słuszna decyzja), następnie trzeba coś podjeść przed biegiem w tym celu zrobiłem sobie owsiankę, którą miałem zjeść z owocami i tu okazał się kłopot, bo już po zjedzeniu małej ilości posiłku czuję, że jak zjem resztę to zwymiotuję. Miałem w plecaku jeszcze całą paczkę chipsów kukurydzianych które zjadam i liczę, że jakoś ten Chojnik maraton przebiegnę…
Na starcie meldujemy się 15 min przed startem, biegaczy już sporo, emocje rosną! Następnie tradycyjne odliczanie 3,2,1 poszli!
Pierwsze 10 km to bieganie po płaskim terenie z lekkimi podbiegami i biegnie mi się nieźle, odwiedzam pierwszy punkt odżywczy, dolewam wody do flasków, zagryzam arbuza i ruszam na Wielki Szyszak(1509 m.n.p.m), pierwszy podbieg 5 km, staram się szybko podchodzić, choć niezbyt mi to wychodzi przez ból brzucha, wyprzedza mnie tam parę osób, następnie wchodzę na szczyt i widzę piękne widoki szczytów Karkonoszy, mimo problemów buzia mi się uśmiecha, więc zaczynam zbieg trudny technicznie, mnóstwo śliskich kamieni i korzeni, a, że nogi rwą do przodu to wyprzedzam większość osób, które mnie wyprzedziły na podejściu, zaliczam też mały upadek przez biegacza przede mną, który zaczął hamować zbieg na szczęście szybko się podnoszę i biegnę dalej, aż do drugiego punktu odżywczego na 24 km, zajadam pysznego wrapa z warzywami, nalewam Izo do flaska i ruszam na najcięższy podbieg, najbardziej stromy w pionie w mojej biegowej karierze, to był ten fragment biegu dla którego warto było przejechać ponad 300 km, przeżyłem tam największy kryzys podczas biegania w górach, do dzisiaj dostaję gęsiej skórki jak myślę o tym długim podbiegu pod Łabski Szczyt(5km)!Tam też osiągam mój najdłuższy czasowo km, który wynosi, aż 20 min! Podczas tego podbiegu znowu wyprzedzili mnie biegacze, których na zbiegu minąłem, ale nie martwię się tym, po drodze popijam też zimną wodę ze strumyka, która ma niebiański smak! Wreszcie dochodzę do szczytu zmęczony i wiem, że najgorsze już za mną, następnie szybki zbieg w dół, mijam sporo turystów, którzy biją brawo wszystkim biegaczom. Na ostatnim punkcie odżywczym czeka na mnie wymarzoną cola, która daje mi powera pod ostatni lekki podbieg pod ruiny Zamku Chojnik, na końcu szybki finisz do mety gdzie wyprzedzam na ostatnich metrach biegaczkę z półmaratonu 🙂
Mój najcięższy maraton biegowy kończę z czasem 6h 41 min, bardzo polecam Chojnik festiwal biegowy, napewno wrócę tam w przyszłości!
Wyniki pozostałych chyżaków:
Jarek Giel 6h 49 min.
Łukasz Frański 6h 49 min.

Krystian Nowak