Przełom lipca i sierpnia to prawdziwy wysyp górskich imprez biegowych. Mamy m.in. Wielką Pętlę Izerską, Tatrzański Festiwal Biegowy czy Gorce Ultra Trail. Ja natomiast zdecydowałem się na udział w (pod)biegu na Babią Górę o nazwie Chaszczok. Dystans to tylko 8 km, ale niech to Was nie zwiedzie, bo Babia Góra potrafi ostro dopiec łydy i czwórki (przewyższenie wynosi ok. 1100 m). A przy tym kapryśna jest i potrafi zaserwować hawajskie klimaty oraz podbiegunowe zimno w ciągu kilku dni.
Niestety w dniu biegu mieliśmy to drugie. Także to była walka o przetrwanie, a na szczycie wiało jak za cara, więc ewakuacja była natychmiastowa. Powrót był we własnym zakresie, z przerwą na pyszne co nie co w schronisku Markowe Szczawiny.
Udało się nabiegać przyzwoite 25. miejsce na 68 startujących, z czasem 1:14:59, co było moim nieśmiałym celem. Wyjeżdżam stąd zadowolony, ale raczej nie popełnię tego szaleństwa jeszcze raz. Brakowało mi zbiegów, które po prostu kocham.
Szymek/ Dzik górski